Nazwisko Villeneuve kojarzy mi się z
mrocznym, zawiłym labiryntem albo siecią która krępuje niczym pająki
oplatające swoją ofiarę. Nie bez powodu zresztą takie są moje pierwsze skojarzenia. Kiedy myślę o tym kanadyjskim twórcy
przed oczami mam niespokojnego Jake'a Gyllenhaala i rozedrganego Hugh
Jackmana. Już wcześniejsze filmy Kanadyjczyka, jak Politechnika,
czy Pogorzelisko pokazały,
że jest to twórca kina mocnego, przerażającego i szargającego
nerwy. Prisoners i Wróg,
oba z 2013 roku udowodniły, że Villeneuve potrafi "jeszcze
mocniej".
LABIRYNT
Prisoners (polski tytuł: Labirynt) to
thriller detektywistyczny. Mamy historię, która zaczyna się od
porwania dwóch dziewczynek, po czym "uczestniczymy" w
śledztwie, które prowadzi do rozwiązania bądź nie rozwiązania
zagadki. Zagadką jest oczywiście odpowiedź na pytanie: Kto dokonał
przestępstwa?, czyli w tym przypadku: Kto stoi za porwaniem
dziewczynek? Gdy oglądałam Labirynt
przypominały
mi się inne świetne, bądź bardzo dobre filmy gatunku, jak Zodiak
(2007),
czy Siedem
(1995) – oba Davida Finchera. Te wszystkie trzy filmy pod względem
fabuły można porównać do jednego odcinka serialu
detektywistycznego, w którym każdy epizod to nowa, inna zagadka.
Film Villeneuve, w którym w rolę ojca na własną rękę
poszukującego córki wcielił się Hugh Jackman, to w takim samym
stopniu thriller, jak i dramat. I tu właśnie narzuca mi się silne
"serialowe" skojarzenie – mam na myśli amerykański
serial The Killing
(polski tytuł: Dochodzenie)
W Labiryncie
zrozpaczony ojciec i inteligentny, choć daleki od bycia bezbłędnym
policjant (Jake Gyllenhaal) szukają zaginionych dzieci. W The
Killing również
mamy dwa wątki. Serial skupia się na prowadzących sprawę
detektywach, z taką samą uwagą przyglądając się rodzinie i
przyjaciołom porwanej. I w filmie i w serialu rodzina bierze sprawy
w swoje ręce, nie wierząc w skuteczność policji. Labirynt
i
The Killing, ale
również Wróg (o
którym więcej w części II artykułu) są dramatami, bo śledztwo
i jego wynik często zdaje się grać w nich drugie skrzypce, w
centrum uwagi stawiając bohaterów – ich rozterki, emocje i
załamania.
Twarze – co kryją?
Twarz. Reżyser niejednokrotnie daje nam okazję, by przyjrzeć się
z bliska twarzom bohaterów. Oglądamy Hugh Jackmana, którego żyły
przy skroni niemal nieustannie niepokojąco pulsują wyrażając cierpienie i determinację. Patrzymy na Jake'a Gyllenhaala i "uderza
nas" jego nerwowy tik – nagłe, szybkie mruganie oczami, które
uaktywnia się na przykład wtedy, gdy policjant musi się tłumaczyć
z braku postępów w śledztwie.
Jackman, w roli Kellera Dovera, który nie cofnie się przed niczym,
by odnaleźć porywaczy a wraz z nimi sześcioletnią córeczkę jest
"jedną wielką emocją". Jest brutalny, działa
instynktownie i w przekonaniu o słuszności własnych czynów.
Detektyw Loki Gyllenhaala ma zupełnie odmienny temperament, jest
opanowany i gdyby nie nerwowy tik możnaby powiedzieć, że jest
uosobieniem spokoju. Choć reżyser większe wyzwanie aktorskie
postawił przed Jackmanem, to mnie właśnie postać wykreowana przez
Gyllenhaala intryguje bardziej. A dlaczego? Na początku filmu jest
scena, w której Loki rozmawia z żoną Dovera. W pewnym momencie
kobieta pyta detektywa, czy ten ma dzieci. Odpowiedź na to pytanie
nigdy w filmie nie padnie. O życiu prywatnym, rodzinie, czy
przeszłości Lokiego nie dowiadujemy się nic. Możemy jednak snuć
różne domysły i to jest wspaniałe. Postać Gyllenhaala daje nam
ku temu powód – w jego spojrzeniu, nerwowym tiku i właśnie w tym
pozornym spokoju jest ogromna dawka człowieczeństwa, którego
brakuje wielu filmowym policjantom.
Więźniowie i Labirynt
Oryginalny
tytuł filmu brzmi Prisoners. Choć
polski przekład (Labirynt)
w tym przypadku również się sprawdza to może sprawić, że
oglądając film Villeneuve odniesiemy odmienne wrażenie, co do
tego, co odgrywa w tym dziele rolę nadrzędną. Tytuł oryginalny
sugeruje, że twórcy postawili na bohaterów, ich losy i przeżycia
związane z tragedią, która ich spotkała. Polski natomiast narzuca
myśl, że zawiłość zagadki i śledztwo mogły mieć dla reżysera
i scenarzysty znaczenie najważniejsze. Po obejrzeniu filmu sami spróbujmy sobie
odpowiedzieć na pytanie: Więźniowie,
czy Labirynt?
Zło
O
jednej składowej filmu nie wspomniałam niemal nic – o oprawcach.
Sylwetki złoczyńców w Prisoners
są nakreślone bardzo pobieżnie albo wcale i mają cechy typowe dla
thrillera – złowrogie, niezłomne spojrzenie i zupełny brak
strachu. Można powiedzieć, że są trochę odczłowieczone, choć
przecież zło jest całkiem ludzkie i rodzi się ze słabości.
Przekonujące jest natomiast zobrazowanie ich motywów. Jak mówi
jeden z porywaczy: poprzez porywanie dzieci "wypowiedzieli wojnę
samemu Bogu, zasiali w ludziach zwątpienie". Taki mieli cel –
czynienie zła dla poczucia satysfakcji z czynienia zła, dla
podbudowania ego i umieszczenia siebie w pozycji Boga. Wydawać by
się mogło, że to nie motyw. Dla wielu jednak żaden inny nie jest
mu równy. I tu, być może tkwi odpowiedź na pytanie, dlaczego
postacie porywaczy-morderców nie zajmują w Prisoners
miejsca
szczególnego. Otóż ważniejsze od nich jest zło, które czynią i
które pociąga za sobą zwątpienie, rozpacz, a przede wszystkim
samo się rozprzestrzenia momentalnie niszcząc wszystko, co dobre i
wartościowe.