Franka oglądamy z perspektywy Jona
Burroughsa, młodego, niespełnionego muzyka. Jego codzienność to
nudna praca w biurze. Po godzinach Jon szuka inspiracji do tworzenia
piosenek, lecz z każdą kolejną próbą zdaje się być coraz
bardziej zrezygnowany.
Do czasu.
Kim jest Frank?
Niespodziewanie spokojne życie Jona zostaje
zakłócone przez Franka i jego zespół, Soronprfbs (do tej pory nie
wiem, jak to się wymawia;)). Menadżer grupy zaprasza młodego
muzyka do współpracy po tym, jak dotychczasowy klawiszowiec popada
w szaleństwo i próbuje popełnić samobójstwo. Dochodzi do
pierwszego wspólnego koncertu, po czym Jon otrzymuje propozycje
pozostania w Soronprfbs i wraz z pozostałymi członkami bandu
wyjeżdża na wieś. Tam muzycy spędzają długie miesiące pracując
nad albumem. Leje się pot, rośnie zarost, morzy głód, ale nikt
nie narzeka, bo choć temperamenty zupełnie odmienne, cel wspólny.
Jaką rolę w tym wszystkim pełni Frank? Jako
wokalista jest trzonem zespołu, ale przecież nie to czyni z niego
postać niezwykłą. Mężczyzna nosi sztuczną głowę i nigdy nie
pokazuje twarzy, ale i ten zadziwiający nawyk (a może zboczenie, a
może jeszcze coś innego?) sam w sobie nie daje powodu, by nazwać
tę postać wyjątkową. Co jest więc źródłem blasku, który z
niego bije?
Jon jest Frankiem absolutnie zafascynowany. Dla
niego lider zespołu którego jest częścią jest kimś, kim on sam chciałby być, lecz wie,
że nigdy nie będzie. W pewnym momencie klawiszowiec stwierdza: „To
niesamowite. Frank czerpie natchnienie ze wszystkiego.” Frank jest
mistrzem improwizacji, który widząc zmechacony kłak tapicerki w
mig tworzy o nim pełną uroku piosenkę: „Samotnie stojący
kłak|Rzuca wyzwanie stopie|Czy to fart, że jeszcze stoisz?|Nie
dałeś się spłaszczyć|Czy drżysz w lekkim powiewie|Wywołanym
przez mój but?|Samotnie stojący kłak...”. Pod jego nadzorem
muzycy odnajdują instrumenty muzyczne w przedmiotach codziennego
użytku, jak szczoteczka do zębów, rurka do napojów, czy patyk.
Dla Franka każdy dźwięk ma w sobie coś wyjątkowego i
niepowtarzalnego. Czy jest to odgłos otwieranych i zamykanych drzwi,
wody przelewanej z wiadra do wiadra, czy chociażby świst powietrza
uzyskany przez szybki ruch patykiem trzymanym w dłoni - wszystko
można wykorzystać jako podkład muzyczny. Frank nie szuka
inspiracji daleko, widzi je obok siebie dostępne na wyciągnięcie
ręki. Jest łagodny i przyjazny, jak widzą go jego przyjaciele z
Soronprfbs, lecz gdy tworzy zaraża energią, łamie konwencje,
otwiera siebie i innych.
Kim jest Frank?
Jest artystą. Dla bohaterów filmu, ale i dla mnie
jest idealnych kształtów śnieżynką, która zacznie topnieć, gdy
tylko natrafi na niesprzyjające warunki. Frank nie bez powodu chowa
twarz pod sztuczną głową. To, co dla innych jest dziwactwem, dla
niego jest czymś naturalnym. Bohater nosi ją od dzieciństwa. W
niej czuje się sobą. Gdy Jon wkracza do zespołu narusza ten stan
rzeczy. Ciekawy tego, co kryje sztuczna głowa Franka naciska na
niego, by ją zdjął. Do czego doprowadzi ciekawość Jona?
We Franka wcielił się Michael Fassbender, którego poza Frankiem najbardziej cenię za kreację, jaką
stworzył we Wstydzie Steve'a McQueena. W filmie McQueena był
seksoholikiem, który mimo dobrej pracy i braku materialnych
problemów nie radzi sobie ze swoim życiem. Głos Franka to głos
Michaela Fassbendera, tak więc gdy słuchamy All Broken, czy I Love
You All słuchamy samego Michaela Fassbendera. Aktor nie jest zresztą
wyjątkiem. Również reszta aktorów (w tym Maggie Gyllenhaal)
samodzielnie wykonała utwory ze ścieżki dźwiękowej filmu. Cóż
mogę powiedzieć o efekcie? Moim zdaniem wyszło całkiem uroczo i
absolutnie niekonwencjonalnie :).
Pół
miesiąca temu, zanim pierwszy raz obejrzałam musical Stuarta
Murdocha Dziewczyny
(oryg. God
Help The Girl)
miałam spore nadzieje na wspaniałą ścieżkę dźwiękową.
Zawiodłam się. Powodem rozczarowania nie były wokale (Olly
Alexander i Emily Browning pod tym względem wypadli bardzo dobrze,
jedynie Hannah Murray pokazała, że śpiewać nie potrafi). Zawiodły
mnie teksty piosenek. Rozczarowanie się pogłębiło po drugim
seansie God Help The Girl, do którego miałam okazję wygłosić prelekcję
w krakowskim Kinie Pod Baranami. Czemu o tym wspominam w kontekście
Franka?
Otóż
dlatego, że w obu tych filmach bohaterowie czerpią
inspiracje z codzienności (na pozór z banałów), jak spacer z psem.
Natchnieniem może być nawet samotny kłaczek wystający z
tapicerki, czy też ściany klubu, w którym występuje Soronprfbs.
Teksty utworów z musicalu Murdocha przeważnie rażą swoją
naiwnością (przykład: „Kocham
mój pokój, w którym sypiam|Kilka nocy lubię przeleżeć nie
śpiąc|Słyszę nocne ptaki|Ich słowa niosą wiadomość|Świt
dotnie mnie, jak jeszcze nigdy nie dotknął mnie żaden chłopak").
Inne są te z Franka,
choć
inspirowane
codziennością
dają okazję do snucia różnych interpretacji (patrz: tekst o
samotnym kłaczku).
Za kilka dni powrócę z tekstem o twórczości Kanadyjczyka Denisa
Villeneuve'a. Póki co polecam jego Prisoners
z 2013 roku – thriller, który "wbił mnie w fotel".
Villeneuve najbardziej znany jest z filmu Pogorzelisko
(2010).