Dziwne
uczucia ogarniają mnie, gdy myślę o Xavierze Dolanie. Zachwyt,
zdumienie, ale i lekkie ukłucie zazdrości. Bo kanadyjski artysta
jest tylko o rok starszy ode mnie – ma 25 lat. Jak to się ma do
jego dojrzałości psychicznej, umiejętności spojrzenia z dystansu
na ludzkie słabości i obsesje? Już w pierwszym swoim filmie,
Zabiłem swoją
matkęDolan
udowadnia, że można mieć nawet 18, czy 19 lat a dostrzegać i
rozumieć to, co głęboko w nas zakorzenione. Nie doświadczenie
bowiem, lecz wrażliwość jest tym, co sprawia, że człowiek
dostrzega i rozumie więcej. Wrażliwość, która charakteryzuje
prawdziwych artystów.
W Tomietytułowy
bohater, redaktor z wielkiego miasta (w tej roli sam Xavier Dolan) na
wieść o śmierci swojego chłopaka wyrusza na farmę, gdzie Guillaume mieszkał z
matką i bratem. Poznaje matkę zmarłego, poznaje Francisa, jego brata.
Uczestniczy w pogrzebie. Ma przeczytać przemówienie, ale kończy się jedynie na
puszczeniu piosenki, którą on i Guillaume kiedyś wspólnie śpiewali. Brak
przemówienia smuci Agathę, matkę zmarłego, która chce wierzyć, że jej syn miał
prawdziwych przyjaciół. Kobieta pragnie też dowodów na istnienie dziewczyny
Guilleume’a. Ma żal do wymyślonej przez Francisa Sary, że nie przybyła na
pogrzeb. Gdyby Tom przeczytał swoje prawdziwe przemówienie wyszłoby na jaw, że
syn Agathy był gejem. Francis o wszystkim wie i nie dopuszcza do ujawnienia
prawdy o orientacji brata. Pierwszej nocy zastrasza Toma i każe mu wyjechać
zaraz po ceremonii. Sprawy potoczą się jednak inaczej. Chłopak nie wyjedzie od
razu. Zostanie przez Francisa przemocą zmuszony do uwiarygodnienia historii o
fikcyjnej dziewczynie Guilleume’a. Agatha uwierzy, ale czy aby na pewno?
Gdy po kilku dniach Tom spakuje rzeczy i postanowi wyjechać okaże się, że
Francis umieścił jego samochód w garażu i poodkręcał koła uniemożliwiając mu
ucieczkę.
Od tego
momentu napięcie między bohaterami wzrasta. Przemoc Francisa wobec Toma niemal
od samego początku przepełniona jest erotyzmem. Fascynacja miesza się z
nienawiścią. Kolejne siniaki na ciele Toma są jak „malinki”. Wszystko dzieje
się jakby za obopólną zgodą. W jednej z najbardziej poruszających scen filmu
Francis długo zaciska dłoń na szyi głównego bohatera, ich twarze są bardzo
blisko, przybliżają się i oddalają nieznacznie. Ostatecznie farmer puści przybysza,
oddali się, by już nigdy nie zbliżyć do tego stopnia. I choć Francis prosi
Toma, by został i nie wyjeżdżał z farmy, to ten pierwszy nigdy nie zdoła
przełamać pewnej bariery. Do końca będzie zaprzeczał temu, kim jest i temu kim
był jego brat.
Dla Toma dłuższy
niż przewidywał pobyt na farmie staje się psychiczną udręką. Zaczyna dostrzegać
we Francisie coraz więcej z Guilleume’a. Ich układ zaczyna go w pewnym sensie
pociągać. Z jednej strony boi się Francisa, z drugiej odczuwa pokusę pozostania
na farmie i życia z nowo poznanymi ludźmi. W jednej z ostatnich scen filmu
nazywa ich nawet swoją rodziną. Jak to wszystko się skończy?
Sposób, w jaki
Dolan opowiada swoją historię przypomina wcześniejsze filmy artysty, a
zwłaszcza Na zawsze
Laurence(2012).Specjalnością Kanadyjczyka są
dramaty psychologiczne.Czuje
się w nich napięcie i niepokój podobne do tych, które odczuwamy oglądając filmyAndrieja Zwiagincewa, twórcy –
wydawałoby się - zupełnie innego kina. Oczywiście u rosyjskiego reżysera brakwątków homoseksualnych, z których
Dolan buduje każdy swój film. Jednak i u jednego i drugiego emocje
bohaterów i ich wzajemne relacje są siłą napędową dzieł, które tworzą. U obu
reżyserów tym, co nadaje fabule rytm są również obsesje bohaterów – bardzo
niebezpieczne, często głęboko ukryte i przez długi czas nieukazywane światu.
Kto inny, jak nie Woody Allen mógłby zrealizować O północy w Paryżu? Kto, zamiast Allena wpadłby na pomysł
nakręcenia komedii, której tematem byłaby fantastyczna podróż w czasie
umotywowana fascynacją minioną epoką? Wreszcie kto inny, jak nie twórca Manhattanu zobaczyłby w Marion Cotillard
idealną odtwórczynię roli fikcyjnej Adriany, muzy samego Modiglianiego i
Picassa, inspiracji dla Hemingwaya? Lecz nie o Allena tu się rozchodzi, a o
Cotillard właśnie. O kobietę o „podskórnej zmysłowości”.
Muza
Od Allena zaczęłam nie bez powodu, choć nie on pierwszy dostrzegł we
francuskiej aktorce tę, „która urzeka pięknem subtelnym”, której urok
elektryzuje każdego, kto na nią patrzy. Wyprzedził go w tym chociażby Rob
Marshall, który w 2009 roku obsadził ją w roli Luisy, żony i największej
miłości reżysera filmowego, Guida (Daniel Day-Lewis).(nawiasem: W Osiem i pół Felliniego, którego Nine jest remakiem rolę Luisy zagrała
Anouk Aimee). Śladami Allena i Marshalla
poszedł James Gray, w którego Imigrantce
Cotillard gra emigrującą z Europy do USA Polkę, dla której głowę traci dwóch
mężczyzn. Lecz ostatecznie to właśnie twórca Annie Hall powiedział: Ta kobieta ma w sobie tyle wdzięku, uroku i
klasy, że mogłaby być inspiracją nie tylko dla jednego artysty (jak to jest u
Marshalla w Nine), lecz dla dwóch,
trzech, a może nawet większej ilości twórców. I choć na przykład w Les Jolies choses, czy w Rust and Bone są sceny, w których
Cotillard jest zupełnie naga, to i w tych filmach nie możemy oderwać od niej
wzroku nawet wówczas (a może zwłaszcze wtedy), gdy ubrana od stóp do głów i bez
makijażu siedzi na kanapie, czy wózku inwalidzkim. Piękno jej ciała jest
niepodważalne. Twarz przyciąga spojrzenia nawet, gdy pogrążona w największym
smutku i rozpaczy nie dba o jakiekolwiek upiększacze – pudry, róże i inne tego
typu akcesoria.
Nadal Francja
Choć jej sława już dawno temu przekroczyła granice Francji, Cotillard nadal
pojawia się w rodzimych filmach. Co więcej, to właśnie w nich olśniewa
najbardziej. W Niczego nie żałuję – Edith
Piaf(2007) nie grała, lecz była legendarną francuską piosenkarką. Na swój
sposób dziką, wulgarną, kapryśną, lecz również upartą i silną kobietą. Nie
stroniącą od alkoholu. Zdecydowanie daleką od ideału. Do śmierci kochającą
jednego, w dodatku żonatego mężczyznę. Życie Piaf od samego początku było
niezwykle ciężkie. Matka – żebraczka o pięknym głosie, praktycznie ją
porzuciła. Ojciec traktował jak popychadło. Gdy, będąc pod opieką babci –
burdelmamy, zaprzyjaźniła się z jedną z prostytutek (w tej roli Emmanuelle
Seigner), niespodziewanie i siłą została stamtąd pewnego dnia zabrana przez
ojca. W rozpaczy i bólu opuszczała swoją najlepszą przyjaciółkę i kochającą
opiekunkę. Do tego wszystkiego Piaf od dziecka była chorowita, a już w wieku
kilkunastu lat zaczęła nadużywać alkoholu, co doprowadziło jej wątrobę do stanu
tragicznego. Tak obrazuje życie Edith Piaf film Oliviera Dahana. Tak opisuje
piosenkarkę reżyser. I wreszcie tak kreuje ją Marion Cotillard. W jej wykonaniu
jest to postać z krwi i kości, nie niedostępna bogini lecz istota ludzka ze
wszystkimi swoimi słabościami. Na co dzień najczęściej rozkapryszona, wulgarna
i prymitywna. Najszczęśliwsza i najpiękniejsza gdy stoi na scenie, gdy śpiewa. Wtedy
zachwyca i porusza serca milionów.
Film o Piaf powstał 7 lat temu. Kilka lat później, w 2012 roku Cotillard
zainteresował się Jacques Audiard i zaangażował aktorkę do jednej z głównych
ról w melodramacie Rust and Bone. Była
to rola szczególna. Sam film, choć zdecydowanie mniej głośny od filmowej
biografii Edith Piaf jest równie wspaniały, co dzieło Dahana. Pewna siebie i
swoich wdzięków wyniosła Stephanie jest treserką orek. Gdy ulega poważnemu
wypadkowi jej życie zmienia się o 180 stopni. Traci bowiem to, co uważała za
jeden ze swoich największych atutów, w dodatku okazuje się, że jest zupełnie
sama. Przyjacielem stanie się ktoś, kogo przed wypadkiem praktycznie nie znała.
Wsparcie przyjdzie z zupełnie niespodziewanej strony i w zupełnie
niespodziewany sposób.
Drugi plan?
James Gray jest pierwszym – i póki co jedynym - amerykańskim reżyserem,
który powierzył Cotillard pierwszoplanową rolę. WImigrantce z 2013 roku nie tylko aktorskie zdolności Francuzki
miały znaczenie. W filmie jest kilka scen, w których grana przez nią Ewa,
imigrantka z Polski rozmawia z krewnymi z rodzinnego kraju. Wtedy też Cotillard
mówi po polsku. Niestety nie zawsze jej to wychodzi. W jednej z ostatnich
sekwencjiImigrantki, kiedy Ewa
rozmawia z ciotką trudno zrozumieć jej słowa. Mówi po polsku, ale kaleczy język.
Na szczęście warsztatowo Cotillard jest wciąż bezbłędna – pełna emocji, nadal
zachwycająca swoim talentem.
Zanim jednak w życiu artystki pojawił się Gray z propozycją zagrania
głównej roli w Imigrantce jej filmowe
portfolio zapełnione było głównie rolami drugoplanowymi. Zwłaszcza jeśli mowa o
jej karierze w Ameryce. Wspomniałam już o O
północy w Paryżu i o Nine. Do
tych tytułów z pewnością należy dodać jeszcze Contagion, Incepcję, Mroczny
Rycerz powstaje, Dobry rok i Dużą rybę. Nawet jednak wtedy, gdy na ekranie
pojawia się na chwilę, gdy gra drugie, trzecie lub nawet czwarte skrzypce,
pozostaje w pamięci, nie znika w cieniu większych sław, czy ważniejszych
filmowych postaci. Przypomnijmy jej kreację z Bardzo długich zaręczyn z 2004 roku. Było jej tam mało, a zarazem
bardzo dużo.
Początki
Wraz z Bardzo długimi zaręczynamiwracamy na obszary francuskiej
kinematografii. W ten sposób cofamy się również do czasów sprzed Edith Piaf, czasów kiedy Cotillard nie
była jeszcze międzynarodową gwiazdą. W
tym wojennym filmie Jean –Pierre Jeuneta (reżysera cudownej Amelii) pojawiła się zaledwie w kilku
scenach, zazwyczaj bardzo krótkich. Jeunet główną rolę powierzył Audrey Tautou,
zachwycony najwidoczniej aktorką po jej występie w swojej wcześniejszej o kilka
lat Amelii. W filmie z 2004roku przyszła Edith Piaf jest
niepokojącą Tiną Lombardi, której jedynym celem staje się zemsta na wszystkich,
którzy przyczynili się do śmierci jej ukochanego. Za swoje zbrodnie zostaje
skazana na śmierć. Kierowała się miłością, nie żałuje tego, co zrobiła. Na
ścięcie idzie przekonana o słuszności swoich czynów. Tak, jak wieki temu szła
na stos Joanna d’Arc. Tina w interpretacji Cotillard przeraża widza, ale i
zdobywa jego uznanie. Jej czyny skłaniają o wiele bardziej do aprobaty niż
potępienia.
Potępić nie trudno
natomiast Marie z Les Jolies choses
(2001), która po samobójczej śmierci swojej siostry bliźniaczki, Lucie (tutaj
Cotillard pojawia się w podwójnej roli: Marie i Lucie) przyjmuje tożsamość
zmarłej. Kobiety były zupełnie różne. Marie to osoba zamknięta w sobie,
zbuntowana, obdarzona talentem wokalnym, Lucie natomiast była towarzyska,
wyzwolona seksualnie, niestroniąca od używek, lecz pozbawiona głosu. Powód, dla
którego uzdolniona siostra zaczyna podawać się za zmarłą właściwie nie zostaje
jednoznacznie wyjaśniony. Być może kieruje nią chęć łatwego i szybkiego
osiągnięcia sławy dzięki kontaktom siostry. A może chodzi o pragnienie poznania
Lucie, poprzez poznanie jej znajomych i świat, w którym żyła. Marie sama zdaje
się nie wiedzieć czego chce. Nie jest sobą, gubi się, skazuje na samotność. Cotillard
jest niezrównana w tworzeniu postaci wewnętrznie „poplątanej”, kreowaniu kobiety
o jednym ciele, ale o dwóch osobowościach. Lucie była przecież siostrą Marie,
mimo wspomnianych istotnych różnic, coś musiało te dwie osoby łączyć. Może
celem Marie jest odkrycie tych wspólnych cech, a przyjęcie tożsamości bliskiej
osoby ma ją do tego celu doprowadzić. W Les
Jolies choses dużo jest pytań, a mało odpowiedzi.
Zupełnie różna od
późniejszych filmów z Cotillard jest komedia sensacyjna Taxi z 1998 roku. Kto dziś nie zna tego francuskiego filmu? Taxize scenariuszem Luca Bessona był
filmem, który uczynił aktorkę rozpoznawalną w kraju i nie tylko. Lecz wtedy
trudno było przewidzieć, w jakim kierunku potoczy się jej kariera. Mogło być
różnie. Nieokrzesana brunetka ze słodkim uśmiechem, ta sama, która spogląda na
nas ze zdjęcia powyżej nie zawiodła, wiedziała, którą drogę wybrać.