piątek, 26 grudnia 2014

Magik i Frank. Ludzie – inspiracje. ("Jesteś Bogiem" i "Frank"). Część II: FRANK

Franka oglądamy z perspektywy Jona Burroughsa, młodego, niespełnionego muzyka. Jego codzienność to nudna praca w biurze. Po godzinach Jon szuka inspiracji do tworzenia piosenek, lecz z każdą kolejną próbą zdaje się być coraz bardziej zrezygnowany.
Do czasu. 


Kim jest Frank?

Niespodziewanie spokojne życie Jona zostaje zakłócone przez Franka i jego zespół, Soronprfbs (do tej pory nie wiem, jak to się wymawia;)). Menadżer grupy zaprasza młodego muzyka do współpracy po tym, jak dotychczasowy klawiszowiec popada w szaleństwo i próbuje popełnić samobójstwo. Dochodzi do pierwszego wspólnego koncertu, po czym Jon otrzymuje propozycje pozostania w Soronprfbs i wraz z pozostałymi członkami bandu wyjeżdża na wieś. Tam muzycy spędzają długie miesiące pracując nad albumem. Leje się pot, rośnie zarost, morzy głód, ale nikt nie narzeka, bo choć temperamenty zupełnie odmienne, cel wspólny.

Jaką rolę w tym wszystkim pełni Frank? Jako wokalista jest trzonem zespołu, ale przecież nie to czyni z niego postać niezwykłą. Mężczyzna nosi sztuczną głowę i nigdy nie pokazuje twarzy, ale i ten zadziwiający nawyk (a może zboczenie, a może jeszcze coś innego?) sam w sobie nie daje powodu, by nazwać tę postać wyjątkową. Co jest więc źródłem blasku, który z niego bije?

Jon jest Frankiem absolutnie zafascynowany. Dla niego lider zespołu którego jest częścią jest kimś, kim on sam chciałby być, lecz wie, że nigdy nie będzie. W pewnym momencie klawiszowiec stwierdza: „To niesamowite. Frank czerpie natchnienie ze wszystkiego.” Frank jest mistrzem improwizacji, który widząc zmechacony kłak tapicerki w mig tworzy o nim pełną uroku piosenkę: „Samotnie stojący kłak|Rzuca wyzwanie stopie|Czy to fart, że jeszcze stoisz?|Nie dałeś się spłaszczyć|Czy drżysz w lekkim powiewie|Wywołanym przez mój but?|Samotnie stojący kłak...”. Pod jego nadzorem muzycy odnajdują instrumenty muzyczne w przedmiotach codziennego użytku, jak szczoteczka do zębów, rurka do napojów, czy patyk. Dla Franka każdy dźwięk ma w sobie coś wyjątkowego i niepowtarzalnego. Czy jest to odgłos otwieranych i zamykanych drzwi, wody przelewanej z wiadra do wiadra, czy chociażby świst powietrza uzyskany przez szybki ruch patykiem trzymanym w dłoni - wszystko można wykorzystać jako podkład muzyczny. Frank nie szuka inspiracji daleko, widzi je obok siebie dostępne na wyciągnięcie ręki. Jest łagodny i przyjazny, jak widzą go jego przyjaciele z Soronprfbs, lecz gdy tworzy zaraża energią, łamie konwencje, otwiera siebie i innych.


Kim jest Frank?

Jest artystą. Dla bohaterów filmu, ale i dla mnie jest idealnych kształtów śnieżynką, która zacznie topnieć, gdy tylko natrafi na niesprzyjające warunki. Frank nie bez powodu chowa twarz pod sztuczną głową. To, co dla innych jest dziwactwem, dla niego jest czymś naturalnym. Bohater nosi ją od dzieciństwa. W niej czuje się sobą. Gdy Jon wkracza do zespołu narusza ten stan rzeczy. Ciekawy tego, co kryje sztuczna głowa Franka naciska na niego, by ją zdjął. Do czego doprowadzi ciekawość Jona?

We Franka wcielił się Michael Fassbender, którego poza Frankiem najbardziej cenię za kreację, jaką stworzył we Wstydzie Steve'a McQueena. W filmie McQueena był seksoholikiem, który mimo dobrej pracy i braku materialnych problemów nie radzi sobie ze swoim życiem. Głos Franka to głos Michaela Fassbendera, tak więc gdy słuchamy All Broken, czy I Love You All słuchamy samego Michaela Fassbendera. Aktor nie jest zresztą wyjątkiem. Również reszta aktorów (w tym Maggie Gyllenhaal) samodzielnie wykonała utwory ze ścieżki dźwiękowej filmu. Cóż mogę powiedzieć o efekcie? Moim zdaniem wyszło całkiem uroczo i absolutnie niekonwencjonalnie :).



Pół miesiąca temu, zanim pierwszy raz obejrzałam musical Stuarta Murdocha Dziewczyny (oryg. God Help The Girl) miałam spore nadzieje na wspaniałą ścieżkę dźwiękową. Zawiodłam się. Powodem rozczarowania nie były wokale (Olly Alexander i Emily Browning pod tym względem wypadli bardzo dobrze, jedynie Hannah Murray pokazała, że śpiewać nie potrafi). Zawiodły mnie teksty piosenek. Rozczarowanie się pogłębiło po drugim seansie God Help The Girl, do którego miałam okazję wygłosić prelekcję w krakowskim Kinie Pod Baranami. Czemu o tym wspominam w kontekście Franka? Otóż dlatego, że w obu tych filmach bohaterowie czerpią inspiracje z codzienności (na pozór z banałów), jak spacer z psem. Natchnieniem może być nawet samotny kłaczek wystający z tapicerki, czy też ściany klubu, w którym występuje Soronprfbs. Teksty utworów z musicalu Murdocha przeważnie rażą swoją naiwnością (przykład: Kocham mój pokój, w którym sypiam|Kilka nocy lubię przeleżeć nie śpiąc|Słyszę nocne ptaki|Ich słowa niosą wiadomość|Świt dotnie mnie, jak jeszcze nigdy nie dotknął mnie żaden chłopak"). Inne są te z Franka, choć inspirowane codziennością dają okazję do snucia różnych interpretacji (patrz: tekst o samotnym kłaczku).



Za kilka dni powrócę z tekstem o twórczości Kanadyjczyka Denisa Villeneuve'a. Póki co polecam jego Prisoners z 2013 roku – thriller, który "wbił mnie w fotel". Villeneuve najbardziej znany jest z filmu Pogorzelisko (2010).

poniedziałek, 8 grudnia 2014

Magik i Frank. Ludzie – inspiracje. ("Jesteś Bogiem" i "Frank"). Część I: MAGIK

Pluję sobie w brodę, uderzam głową o ławę, patrzę w lustro karcąc się na głos za brak konsekwencji, lenistwo i zwątpienie. O co chodzi? Otóż o to, że ostatni artykuł napisałam w październiku. Dziś jednak przyglądając się folderowi "Moje teksty" (gdzie przechowuję wszystkie swoje artykuły) zadałam sobie pytanie: "Ważne to jest dla Ciebie?" Nie muszę odpowiadać, po prostu napiszę. 


Do zadania sobie tego pytania zainspirował mnie Magik – postać autentyczna, nieżyjący od 2000 roku muzyk zespołu hip-hopowego, główny bohater filmu Jesteś Bogiem w reżyserii Leszka Dawida. Cofnijmy się jednak nieco w czasie. Mamy lata 90. minionego wieku. Rahim, który niebawem wraz z Focusem i Magikiem założy Paktofonikę, przychodzi do mieszkania tego drugiego z nadzieją na współpracę, lecz jego rapowanie pozbawione jest emocjonalnego zaangażowania. Magik spokojnie wysłuchuje niepewnego siebie Rahima, po czym odbierając mu kartkę z tekstem mówi do niego: "Co to jest? To twoje? Ważne to jest dla ciebie, czy masz to gdzieś? Ważne?...Tak?! To kurwa włóż w to trochę ekspresji, stary!!!". Po tych słowach Magik zaczyna rapować, pokazując Rahimowi, co ma na myśli mówiąc o ekspresji. 

 

Kim był Magik?


Dla mnie Magik, ale i cały jego band byli 'podstawówkową fascynacją', która trwa do dziś. Nie pamiętam kiedy dokładnie, ale chyba w roku 2002, będąc w czwartej lub piątej klasie podstawówki namiętnie słuchałam kaset magnetofonowych z kawałkami Paktofoniki. Chodziłam z walkmanem po osiedlu, bujając sie z gówniarzami z sąsiedztwa i rapowałam wraz z Magikiem, Rahimem i Focusem. Nie zdając sobie jeszcze do końca sprawy ze znaczenia tych słów śpiewałam za Magikiem: "Mam jedną pierdoloną schizofrenię. Zaburzenia emocjonalne. Proszę, puść to na antenie. Powiem ci, że to fakt. Powiesz mi, że to obciach. Pierdolę cię. I tak rozejdziesz się po łokciach. Bo ja jestem Bogiem. Uświadom to sobie. Słyszysz słowa, od których włos jeży się na głowie. O rany, rany jestem niepokonany. Ha I Pe Ha O Pe bez reszty oddany". Z dzisiejszej perspektywy wydaje mi się to bardzo naiwne, że w tamtym czasie nie podejrzewałam, że Magik mógł rzeczywiście cierpieć na schizofrenię. 


Nie ukrywam, że lider Paktofoniki był też dla mnie kimś, kto wyskoczył z okna, nie udźwignął życia i popełnił samobójstwo. Nie udało się uciec od ciężaru tej wiedzy, bo właśnie wtedy mniej więcej to się stało i wszyscy o tym mówili. Owszem było to bardzo przykre, ale wówczas, będąc dzieckiem, niewiele o tym myślałam. Chodziłam z walkmanem i słuchawkami zasłuchana w "Jestem Bogiem", "Chwile ulotne", "Plus i minus", itd. i czułam, że chłopaki śpiewają o czymś ważnym, ale w tekst specjalnie się nie zagłębiałam.

Na dobrych kilka lat zapomniałam o Paktofonice. W liceum - chyba pod wpływem mojej przyjaciółki Marysi - zaczęłam poznawać nieznane mi dotychczas kawałki zespołu. Okryłam wtedy utwór "Gdyby", dowiedziałam się, że "Plus i minus" powstało jeszcze wcześniej, bo w czasach zanim utworzyła się Paktofonika, a Magik był liderem zespołu Kaliber 44, gdzie nie było Rahima i Focusa. 

Aktualnie, w prawie sześć lat po ukończeniu liceum, zainteresowana scenariopisarstwem czytam tekst Macieja Pisuka. Scenarzysta przez lata tworzył scenariusz do Jesteś Bogiem, po czym, gdy go ukończył przez kolejnych kilka lat szukał producenta oraz reżysera, którzy zachowają ducha tej historii i zgodzą się na jego warunki. Byli tacy, którzy zamiast opowiadać o Paktofonice chcieli stworzyć film o wyimaginowanym zespole utworzonym podczas castingu. Od jednego z reżyserów Pisuk usłyszał nawet, że w scenariuszu jest za mało punk rocka.

Zanim powstał film, a więc zanim Maciej Pisuk odnalazł odpowiedniego producenta i reżysera, w roku 2008, Wydawnictwo Krytyki Politycznej wydało scenariusz filmu w formie książki. Stało się to w cztery lata przed premierą Jesteś Bogiem. Długo przyszło nam czekać na film, który odkrywa przed nami sylwetki muzyków z Paktofoniki. "Pakt przy dźwiękach głośnika" został zawarty w 1998 roku, a pomysłodawcą nazwy zespołu jest Focus.

Kim był Magik? Oczywiście, nie sposób dokonać rzetelnej charakterystyki kogoś, kogo nie znaliśmy osobiście. W Jesteś Bogiem Magik jest chłopakiem, który wierzy w moc muzyki i w moc słowa, ma siłę przebicia i odwagę, by mówić głośno, co myśli, ale wbrew pozorom brak mu pewności siebie. Mamy tu obraz łatwowiernego i zamkniętego w sobie dwudziestolatka o dużej wrażliwości. Magik rapuje: „(...) Ja to ja, więc jako ja chcę być znany. Prawdziwym jak prawdziwek, nie jak sweter z anilany. Jedną zasadą wciąż motywowany. Bądź własną osobą. Bądź co bądź sobą. Niech twa osoba będzie ozdobą. Nie jednorazowo, lecz całodobowo”, a my mu wierzymy. Ja mu wierzę. Twórcy filmu w sposób pozbawiony natarczywości próbują też dociec przyczyny jego samobójczej śmierci. Muzyk zdradził swoją żonę, przez co para się rozstała, do tego mimo sukcesów muzycznych nieustannie cierpiał na brak pieniędzy, niejednokrotnie stracił kontakt z rzeczywistością i miewał przewidzenia. Wszystko to było najprawdopodobniej przyczyną samobójstwa Magika. Słowa piosenki „Jestem Bogiem” wreszcie, po niemal dziesięciu latach rozjaśniły przede mną swoje znaczenie i wagę. Magik tworzył teksty i śpiewał, robił to, co było dla niego ważne. Ja piszę o kinie. Gdyby mnie Magik zapytał: „Ważne jest to dla Ciebie?”. Odpowiedziałabym bez wahania: Bardzo.


Za kilka dni Część II artykułu, a w niej o Franku, tytułowym bohaterze filmu Lenny'ego Abrahamsona. Kolejnym człowieku, muzyku – inspiracji.  

niedziela, 9 listopada 2014

O miłości gorzko i sentymentalnie w animacjach krótkometrażowych

Mój artykuł "O miłości gorzko i sentymentalnie w animacjach krótkometrażowych" pojawił się również w numerze 4 magazynu Looped

Z miłością jest tak, jak śpiewa duet The Civil Wars w piosence Tip of my tongue - nieustannie mamy ją „na końcu języka”. I dotyczy to zarówno artystów, jak i odbiorców dzieł. Miłość wkrada się, choćby mimochodem do opowiadanej historii. Poniższe przykłady dowodzą, że animacje krótkometrażowe również pozostają pod jej urokiem.



Łukasz i Lotta (2012) Renata Gąsiorowska,Polska
Stożka Lotta i gruszek Łukasz umawiają się na randkę. Zarówno to jak wyglądają, jak i to w jaki sposób się zachowują pozwala określić tych dwójkę jednym słowem – niedopasowani. Choć spotkanie przebiega w sztywnej atmosferze to zdarzają się momenty, w których Łukasz i Lotta czerpią prawdziwą przyjemność ze spędzania czasu razem. Czy jednak te dobre chwile przeważą i znajomość będzie miała dalszy ciąg? Czy randka zaowocuje związkiem? Choć animacja Łukasz i Lotta bawi sposobem kreacji świata przedstawionego to już sama historia pozostawia nas z poważnym pytaniem o to, do jakiego stopnia niedopasowani możemy być, by stworzyć rokujący związek.      


Blanche Fraise (2012)Frederick Tremblay,Kanada

Blanche Fraise to opowieść o małżeństwie, które przymiera głodem. Każdy dzień tych dwojga to walka o przetrwanie, która doszczętnie pochłania ich energię i myśli. Miłość zdaje się umierać, a dla jednego z nich celem nadrzędnym staje się własne dobro. Blanche fraise to po polsku biała truskawka. W animacji Tremblaya drzewko z tytułowymi truskawkami pojawia się niejednokrotnie. Co symbolizuje? Czy oznacza poświęcenie? Czy może też zerwanie jej konotuje rezygnację z życia? A może jest symbolem "miłości dopóki śmierć nas nie rozłączy"?



Do serca Twego (2013) Ewa Borysewicz,Polska

Ewa Borysewicz z humorem i ironią opowiada o młodej kobiecie, którą dotychczasowe miłosne doświadczenia doprowadziły - delikatnie mówiąc - do żalu wobec płci męskiej w ogóle. Bohaterka przeżuwa więc z zawziętością gumę i brutalnie zabija niewinną muszkę, urągając przy tym zapamiętale całemu męskiemu gatunkowi. Kobieta poddaje się jednak na moment fantazjom erotycznym, a swoją frustracją pokazuje, że w głębi duszy marzy o szczerym i wielkim uczuciu.


Liebeskrank (2007)Spela Cadez,Słowenia

Czy miłość to najlepsze lekarstwo na wszystkie bolączki – zarówno duszy, jak i ciała? W słoweńskiej animacji dwójka bohaterów zakochuje się w sobie w poczekalni podczas wizyty u lekarza - wystarczy jeden drobny, lecz istotny gest, jedno krótkie, lecz znaczące spojrzenie. Znikają łzy, które dotychczas spływały po policzkach bohatera. Po polsku liebeskrank znaczy "chory z miłości". Animację Cadeza można interpretować na różne sposoby. Być może miłość jest lekarstwem na wszystko. A może to właśnie miłość, a raczej tęsknota za nią jest tym, co boli najdotkliwiej. Ostatecznie też jedno nie wyklucza drugiego.        



Tired of Swimming (2012) Anna Eijsbouts,
Holandia, Wielka Brytania

Wielu z nas doświadczyło kilkumiesięcznej lub nawet kilkuletniej rozłąki z ukochaną osobą. Powody mogą być różne. Najczęściej związane jest to z pracą. Wielu z nas zna ból rozstania. Wyobraźmy sobie jednak, że osoba, którą kochamy odchodzi na zawsze. Nie ma rozstań i powrotów. Jest tylko rozstanie. Tired of swimming o tego rodzaju doświadczeniu opowiada. Animacja Anny Eijsbouts to spojrzenie z bliska na cierpienie męża po śmierci żony, na jego bolesne zmaganie się z utratą najbliższej osoby, której już nigdy nie dotknie, z którą już nigdy nie porozmawia.       

Emoratio (2013) Lucija Mrzljak,Słowenia

Emoratio to teledysk do piosenki zespołu The Ghen. Ta krótkometrażowa animacja została wykonana w technice stop-motion. Jest to gorzka, opowiedziana z dystansem historia rozpadu związku dwojga młodych ludzi. Bohaterowie, fizycznie od siebie oddzieleni nie potrafią dojść do porozumienia. Każdy z nich żyje już tylko i wyłącznie w swoim, zamkniętym dla drugiego świecie. Oboje zdają się tęsknić za sobą nawzajem. Wysiłek podejmuje jednak tylko on, a jak wiemy "do tanga trzeba dwojga".




Panu B.


niedziela, 7 września 2014

Zabawnie i przewrotnie w animacjach krótkometrażowych

Mój artykuł "Zabawnie i przewrotnie w animacjach krótkometrażowych" pojawił się również w numerze 21 magazynu Alterpop.

Z animacjami bywa jak z codzienną, zwyczajną wymianą zdań: często im zwięźlej wyrazimy daną myśl, tym będzie ona treściwsza. Poniższe zestawienie animacji różni rodzaj humoru, którym operują. Nie znaczy to jednak, że nie ma dla nich wspólnego mianownika. Każde z tych siedmiu dzieł posiada pomysłowe i zaskakujące zakończenie, które świadczy o konsekwencji i kreatywności autorów.



Rudy's Blue Boogie (2012) 2'56"Jan Koza,Polska


Animacja Polaka to teledysk do utworu zespołu The Stubs o tym samym tytule. Niemal zupełnie nagi, bo odziany jedynie we własnej roboty maskę oraz skarpety – taki jest bohater, a w zasadzie superbohater w wykonaniu Janka Kozy. Jego wyobrażenie superbohatera różnie się zupełnie od tego, które kojarzymy z postaci Batmana czy Spider-Mana. Nagi bohater Rudy's Blue Boogie nie różni się od nich tylko wyglądem. To superbohater dnia codziennego pomagający ludziom w potrzebie. Ale czy bycie superbohaterem stawia go ponad reguły życia społecznego?


Małe danie dla człowieka (2012) 1'59"Christophe Charron,Francja


Zastanawialiście się kiedyś, jak mogłoby wyglądać przygotowanie rosołu w kosmosie? Christophe Charron widocznie tak. Francuski twórca zrealizował animację, w której nienasycony żołądek pulchnego astronauty raczony jest ziemskimi potrawami. Wszystko to dzieje się w kosmosie. Podsumować można to dwoma słowami: ko(s)miczna sytuacja. 



Bakterioza (2013) 1'02"Sebastian Belicki,Polska

Bakterioza, w przeciwieństwie do powyższych animacji, nie jest dziełem profesjonalisty. Tak jak Pac! czy Kokieteria, o których za chwilę, jest pracą studenta. Etiuda Sebastiana Bielickiego zapada w pamięć. Jej największą zaletą jest pomysłowość. Oglądamy dwie zabawne bakterie, które przechwalają się swoimi nietypowymi umiejętnościami. Belicki stworzył też całkiem niegłupią pointę, co jest dodatkowym atutem tego króciutkiego filmu.


Pac! (2012) 1'15"Alicja Błaszczyńska,Polska


Najmocniejszą stroną krótkometrażówki Alicji Błaszczyńskiej jest genialny pomysł, który stał się podstawą fabuły tego trwającego jedynie minutę i piętnaście sekund filmu. Jego zdradzenie zepsułoby radość oglądania Pac! Ograniczę się więc do zacytowania umieszczonego na portalu Filmpolski.pl opisu animacji: „Historia kobiety, która chciała się wykąpać”. Aby spowić film jeszcze większą aurą tajemnicy, dodam, że jest to szalenie zabawna historia kobiety, która chciała się wykąpać.


Kokieteria, czyli jak kobiety uwodzą (2014) 3'21"Agnieszka Waszczeniuk,Polska


Ta etiuda studencka osiąga sukces w tym, w czym nie osiągnęłaby sukcesu kobieta stosująca się do porad w niej zawartych – uwodzi. Ten nietypowy poradnik uwodzenia urzeka przede wszystkim głosem narratorki i jej sposobem formułowania zdań. Gdzie indziej, jak nie u Waszczeniuk, usłyszymy kobietę-eksperta od uwodzenia, która, mówiąc o damskich włosach, używa zwrotu "artefakt erotyczny"? Tylko jedna z porad dotyczy włosów. Pozostałe trzy, mówiąc o innych kobiecych „artefaktach”, nie pozostają w tyle i rozśmieszają równie mocno.


Dead Bird (2012) 1'00"Trevor Hardy,Wielka Brytania


Zestawienie zabawnych i przewrotnych animacji krótkometrażowych zakończmy animacją-sucharem. Przytaczanie fabuły takiego filmu byłoby błędem nie do wybaczenia. Mówienie, o czym jest Dead Bird, to jak opowiadanie fabuły żartu bez jego przytaczania. Zobaczmy więc sami, dlaczego chłopiec jest smutny, o czym opowiada mu nieznajomy starzec i co się przydarza maleńkiemu ptaszkowi.

wtorek, 1 lipca 2014

Pastelowa rzeczywistość Andrieja Zwiagincewa


Mój artykuł "Pastelowa rzeczywistość Andrieja Zwiagincewa" pojawił się również w magazynie Loopedmag.com, a dokładniej W tym miejscu

Niezależny rosyjski dziennik Kommersant przeprowadził wywiad z Andriejem Zwiagincewem po premierze jego debiutanckiego Powrotu. Reżyser zapytany o wątki biblijne w filmie odpowiedział: „O rzeczach świętych, najważniejszych nie powinno się mówić głośno (…). O tym, co najważniejsze się nie mówi, to się wskazuje”. Celowo lub nie określił w ten sposób metodę filmowania i sposób opowiadania wszystkich swoich dzieł, poczynając od debiutu, poprzez Wygnanie, po Elenę. Sformułowanie „wszystkich swoich dzieł” wymaga pewnego sprostowania: około miesiąc temu zakończył się festiwal w Cannes, na którym został zaprezentowany i nagrodzony najnowszy film Zwiagincewa, Leviafan.




Tajemnica  



Tytuły filmów rosyjskiego reżysera są jak one same – tajemnicze. Słowa „powrót”, „wygnanie” i „Elena” nie mówią prawie nic o temacie, czy fabule tych dzieł. Dopiero w trakcie ich seansu nasuwają się wyraźne religijne skojarzenia, jak „powrót syna marnotrawnego”, czy „wygnanie z raju”. O biblijnej symbolice w filmach Zwiagincewa mówi się praktycznie wszędzie. I trudno się temu dziwić.


W Powrocie, do domu rodzinnego po długiej nieobecności wraca nie syn, jak w słynnej przypowieści, lecz ojciec. Po dwunastoletniej rozłące z żoną i dwójką synów przyjeżdża nagle i niespodziewanie. Skąd wraca – nie wiadomo. Dlaczego wraca – tego również nie wiemy. Już jeden z początkowych kadrów Powrotu, w którym nie tylko my, ale również dorastający chłopcy po raz pierwszy widzimy ojca, jest bezpośrednim nawiązaniem do obrazu włoskiego malarza Andrea Mantegny Martwy Chrystus







Już następnego dnia po powrocie marnotrawny rodzic zabiera synów na kilkudniową wycieczkę. Przebieg wyprawy piętrzy napięcie i nie zwiastuje nic dobrego. Pojawiające się w dalszej części filmu symbole, z  martwym ptakiem na czele nasilają niepokój i mówią nie tylko o boskiej obecności, lecz także o sile natury, która współodczuwa z bohaterami. To właśnie natura jest też jedną z postaci Wygnania, gdzie ulewa „ożywia” wyschnięty strumyk dopiero po tragedii, która dotyka Aleksa i jego rodzinę.




Miasto, przedmieście, wieś



Natura doprowadza nas do kolejnego istotnego motywu twórczości rosyjskiego filmowca. Zaznaczenie kontrastu pomiędzy miastem a wsią oraz miastem a przedmieściem w Wygnaniu i Elenie ma swój cel. W Wygnaniu bohaterowie udają się do wiejskiego domu na odludziu. Wydaje się, że piękna okolica, spokój i wspólne chwile umocnią ich więzi lecz dzieje się coś zupełnie innego. Nie wystarczy zmiana otoczenia, ucieczka z szarego, uprzemysłowionego i głośnego miasta na piękne i ciche peryferia, żeby poprawić „kulejące” relacje.


W Elenie natomiast miastu przeciwstawione jest przedmieście. Podróż Eleny z domu w centrum miasta, w którym mieszka z Władimirem do syna, który wraz z rodziną tłoczy się w małym mieszkaniu na przedmieściach jest przez reżysera ukazana z wszelkimi szczegółami. Tytułowa bohaterka jedzie tam, skąd pochodzi. W tej obskurnej, pozbawionej perspektyw okolicy wychowuje się jej wnuk, którego przyszłość staje się dla Eleny priorytetem. Niepracującego syna nie nawróci już „na prostą”, Aleksandra może jeszcze uratować. I robi to za wszelką cenę. W Elenie przedmieście to również nuda, beznadzieja i patologia. Jak się okazuje miasto nie jest dużo lepsze. Katya, córka Władimira jest tego dobrym przykładem. Wychowana w dobrobycie, jest przyzwyczajona do tego, że nie musi pracować. Zwiagincew podkreśla jednak zasadniczą różnicę pomiędzy nią a rodziną Eleny. Katarina wydaje się być w pełni świadoma swoich błędów, a jej naganne zachowanie nie wynika z ignorancji lecz z poczucia beznadziei otaczającej rzeczywistości i uświadomienia sobie, że nie da się zmienić praw nią rządzących. Jej negatywny stosunek do świata najsilniej wybrzmiewa w scenie rozmowy z ojcem w szpitalu. Młoda dziewczyna wygląda jakby była zmęczona życiem. Jest zbuntowana, choć mogłoby się wydawać, że nie ma ku temu powodu.


Pastelowa rzeczywistość Andrieja Zwiagincewa


Z nastrojami dominującymi w filmach Zwiagincewa współgrają zdjęcia Michaiła Kriczmana, stałego współpracownika reżysera.  Rzeczywistość wykreowana przez tę dwójkę ma pastelowe kolory. Nie krzyczy, „nie mówi głośno”, lecz właśnie „wskazuje”.

Powiada się, że niebieski to zimna barwa. Pogląd ten zdecydowanie się sprawdza w przypadku wszystkich trzech omawianych filmów. Różne odcienie niebieskiego idealnie współgrają z chłodem emocjonalnym męskich bohaterów i nieumiejętnością dojścia do porozumienia, które charakteryzuje wszystkich protagonistów. Błękitne ściany sypialni Viery i Aleksa i niebieskie łóżko tych obojga to nie bez powodu najwyrazistsze wizualne akcenty Wygnania. Brak porozumienia pomiędzy dwójką głównych bohaterów osiąga w tym filmie apogeum. Viera i Aleks, choć bardzo w sobie zakochani, nie potrafią ze sobą rozmawiać. Budzą się i zasypiają w jednym łóżku, lecz tak naprawdę każde z nich żyje samotnie. W Powrocie niebieski kolor zwiastuje tragedię w sposób jeszcze bardziej bezpośredni. Budowa scenografii w scenie pierwszego spotkania ojca z dorastającymi synami nieprzypadkowo wzorowana jest na obrazie, którego tytuł wiele tłumaczy – Martwy Chrystus. Również w Elenie niebieski okazuje się być synonimem śmierci.  


Monolog zamiast dialogu – krytyka współczesnych relacji międzyludzkich


Jak widzimy, tytuły filmów Zwiagincewa nieprzypadkowo nawiązują do przypowieści religijnych, takich jak „Powrót syna marnotrawnego”, czy „Wygnanie z raju”. Również nie bez powodu same dzieła przybierają ich formę. Powrót, Wygnanie i Elena opowiadają bowiem przede wszystkim o wartościach niematerialnych, a spośród nich o bezgranicznej macierzyńskiej miłości oraz męskiej (w tym ojcowskiej) stanowczości. Bohaterowie ślepo i bezgranicznie się im podporządkowują i przez to ponoszą klęskę. Główne postaci filmów Rosjanina gubi myślenie jedynie kategoriami własnego światopoglądu, egoizm w relacjach damsko-męskich i nieumiejętność prowadzenia dialogu. Rozmawiajmy i słuchajmy a nie tylko mówmy i domagajmy się wysłuchania. 

wtorek, 24 czerwca 2014

Tom na farmie



Dziwne uczucia ogarniają mnie, gdy myślę o Xavierze Dolanie. Zachwyt, zdumienie, ale i lekkie ukłucie zazdrości. Bo kanadyjski artysta jest tylko o rok starszy ode mnie – ma 25 lat. Jak to się ma do jego dojrzałości psychicznej, umiejętności spojrzenia z dystansu na ludzkie słabości i obsesje? Już w pierwszym swoim filmie, Zabiłem swoją matkę Dolan udowadnia, że można mieć nawet 18, czy 19 lat a dostrzegać i rozumieć to, co głęboko w nas zakorzenione. Nie doświadczenie bowiem, lecz wrażliwość jest tym, co sprawia, że człowiek dostrzega i rozumie więcej. Wrażliwość, która charakteryzuje prawdziwych artystów.



Tomie tytułowy bohater, redaktor z wielkiego miasta (w tej roli sam Xavier Dolan) na wieść o śmierci swojego chłopaka wyrusza na farmę, gdzie Guillaume mieszkał z matką i bratem. Poznaje matkę zmarłego, poznaje Francisa, jego brata. Uczestniczy w pogrzebie. Ma przeczytać przemówienie, ale kończy się jedynie na puszczeniu piosenki, którą on i Guillaume kiedyś wspólnie śpiewali. Brak przemówienia smuci Agathę, matkę zmarłego, która chce wierzyć, że jej syn miał prawdziwych przyjaciół. Kobieta pragnie też dowodów na istnienie dziewczyny Guilleume’a. Ma żal do wymyślonej przez Francisa Sary, że nie przybyła na pogrzeb. Gdyby Tom przeczytał swoje prawdziwe przemówienie wyszłoby na jaw, że syn Agathy był gejem. Francis o wszystkim wie i nie dopuszcza do ujawnienia prawdy o orientacji brata. Pierwszej nocy zastrasza Toma i każe mu wyjechać zaraz po ceremonii. Sprawy potoczą się jednak inaczej. Chłopak nie wyjedzie od razu. Zostanie przez Francisa przemocą zmuszony do uwiarygodnienia historii o fikcyjnej dziewczynie Guilleume’a. Agatha uwierzy, ale czy aby na pewno? Gdy po kilku dniach Tom spakuje rzeczy i postanowi wyjechać okaże się, że Francis umieścił jego samochód w garażu i poodkręcał koła uniemożliwiając mu ucieczkę.

Od tego momentu napięcie między bohaterami wzrasta. Przemoc Francisa wobec Toma niemal od samego początku przepełniona jest erotyzmem. Fascynacja miesza się z nienawiścią. Kolejne siniaki na ciele Toma są jak „malinki”. Wszystko dzieje się jakby za obopólną zgodą. W jednej z najbardziej poruszających scen filmu Francis długo zaciska dłoń na szyi głównego bohatera, ich twarze są bardzo blisko, przybliżają się i oddalają nieznacznie. Ostatecznie farmer puści przybysza, oddali się, by już nigdy nie zbliżyć do tego stopnia. I choć Francis prosi Toma, by został i nie wyjeżdżał z farmy, to ten pierwszy nigdy nie zdoła przełamać pewnej bariery. Do końca będzie zaprzeczał temu, kim jest i temu kim był jego brat.

Dla Toma dłuższy niż przewidywał pobyt na farmie staje się psychiczną udręką. Zaczyna dostrzegać we Francisie coraz więcej z Guilleume’a. Ich układ zaczyna go w pewnym sensie pociągać. Z jednej strony boi się Francisa, z drugiej odczuwa pokusę pozostania na farmie i życia z nowo poznanymi ludźmi. W jednej z ostatnich scen filmu nazywa ich nawet swoją rodziną. Jak to wszystko się skończy?

Sposób, w jaki Dolan opowiada swoją historię przypomina wcześniejsze filmy artysty, a zwłaszcza Na zawsze Laurence (2012). Specjalnością Kanadyjczyka są dramaty psychologiczne. Czuje się w nich napięcie i niepokój podobne do tych, które odczuwamy oglądając filmy Andrieja Zwiagincewa, twórcy – wydawałoby się - zupełnie innego kina. Oczywiście u rosyjskiego reżysera brak wątków homoseksualnych, z których Dolan buduje każdy swój film. Jednak i u jednego i drugiego emocje bohaterów i ich wzajemne relacje są siłą napędową dzieł, które tworzą. U obu reżyserów tym, co nadaje fabule rytm są również obsesje bohaterów – bardzo niebezpieczne, często głęboko ukryte i przez długi czas nieukazywane światu.

poniedziałek, 23 czerwca 2014

Marion Cotillard – muza Modiglianiego I Picassa, kobieta o “podskórnej zmysłowości”.


Kto inny, jak nie Woody Allen mógłby zrealizować O północy w Paryżu? Kto, zamiast Allena wpadłby na pomysł nakręcenia komedii, której tematem byłaby fantastyczna podróż w czasie umotywowana fascynacją minioną epoką? Wreszcie kto inny, jak nie twórca Manhattanu zobaczyłby w Marion Cotillard idealną odtwórczynię roli fikcyjnej Adriany, muzy samego Modiglianiego i Picassa, inspiracji dla Hemingwaya? Lecz nie o Allena tu się rozchodzi, a o Cotillard właśnie. O kobietę o „podskórnej zmysłowości”.



Muza







Od Allena zaczęłam nie bez powodu, choć nie on pierwszy dostrzegł we francuskiej aktorce tę, „która urzeka pięknem subtelnym”, której urok elektryzuje każdego, kto na nią patrzy. Wyprzedził go w tym chociażby Rob Marshall, który w 2009 roku obsadził ją w roli Luisy, żony i największej miłości reżysera filmowego, Guida (Daniel Day-Lewis).(nawiasem: W Osiem i pół Felliniego, którego Nine jest remakiem rolę Luisy zagrała Anouk Aimee). Śladami Allena i Marshalla poszedł James Gray, w którego Imigrantce Cotillard gra emigrującą z Europy do USA Polkę, dla której głowę traci dwóch mężczyzn. Lecz ostatecznie to właśnie twórca Annie Hall powiedział: Ta kobieta ma w sobie tyle wdzięku, uroku i klasy, że mogłaby być inspiracją nie tylko dla jednego artysty (jak to jest u Marshalla w Nine), lecz dla dwóch, trzech, a może nawet większej ilości twórców. I choć na przykład w Les Jolies choses, czy w Rust and Bone są sceny, w których Cotillard jest zupełnie naga, to i w tych filmach nie możemy oderwać od niej wzroku nawet wówczas (a może zwłaszcze wtedy), gdy ubrana od stóp do głów i bez makijażu siedzi na kanapie, czy wózku inwalidzkim. Piękno jej ciała jest niepodważalne. Twarz przyciąga spojrzenia nawet, gdy pogrążona w największym smutku i rozpaczy nie dba o jakiekolwiek upiększacze – pudry, róże i inne tego typu akcesoria.  

Nadal Francja 



Choć jej sława już dawno temu przekroczyła granice Francji, Cotillard nadal pojawia się w rodzimych filmach. Co więcej, to właśnie w nich olśniewa najbardziej. W Niczego nie żałuję – Edith Piaf (2007) nie grała, lecz była legendarną francuską piosenkarką. Na swój sposób dziką, wulgarną, kapryśną, lecz również upartą i silną kobietą. Nie stroniącą od alkoholu. Zdecydowanie daleką od ideału. Do śmierci kochającą jednego, w dodatku żonatego mężczyznę. Życie Piaf od samego początku było niezwykle ciężkie. Matka – żebraczka o pięknym głosie, praktycznie ją porzuciła. Ojciec traktował jak popychadło. Gdy, będąc pod opieką babci – burdelmamy, zaprzyjaźniła się z jedną z prostytutek (w tej roli Emmanuelle Seigner), niespodziewanie i siłą została stamtąd pewnego dnia zabrana przez ojca. W rozpaczy i bólu opuszczała swoją najlepszą przyjaciółkę i kochającą opiekunkę. Do tego wszystkiego Piaf od dziecka była chorowita, a już w wieku kilkunastu lat zaczęła nadużywać alkoholu, co doprowadziło jej wątrobę do stanu tragicznego. Tak obrazuje życie Edith Piaf film Oliviera Dahana. Tak opisuje piosenkarkę reżyser. I wreszcie tak kreuje ją Marion Cotillard. W jej wykonaniu jest to postać z krwi i kości, nie niedostępna bogini lecz istota ludzka ze wszystkimi swoimi słabościami. Na co dzień najczęściej rozkapryszona, wulgarna i prymitywna. Najszczęśliwsza i najpiękniejsza gdy stoi na scenie, gdy śpiewa. Wtedy zachwyca i porusza serca milionów. 
        

Film o Piaf powstał 7 lat temu. Kilka lat później, w 2012 roku Cotillard zainteresował się Jacques Audiard i zaangażował aktorkę do jednej z głównych ról w melodramacie Rust and Bone. Była to rola szczególna. Sam film, choć zdecydowanie mniej głośny od filmowej biografii Edith Piaf jest równie wspaniały, co dzieło Dahana. Pewna siebie i swoich wdzięków wyniosła Stephanie jest treserką orek. Gdy ulega poważnemu wypadkowi jej życie zmienia się o 180 stopni. Traci bowiem to, co uważała za jeden ze swoich największych atutów, w dodatku okazuje się, że jest zupełnie sama. Przyjacielem stanie się ktoś, kogo przed wypadkiem praktycznie nie znała. Wsparcie przyjdzie z zupełnie niespodziewanej strony i w zupełnie niespodziewany sposób.



Drugi plan?


James Gray jest pierwszym – i póki co jedynym - amerykańskim reżyserem, który powierzył Cotillard pierwszoplanową rolę. W Imigrantce z 2013 roku nie tylko aktorskie zdolności Francuzki miały znaczenie. W filmie jest kilka scen, w których grana przez nią Ewa, imigrantka z Polski rozmawia z krewnymi z rodzinnego kraju. Wtedy też Cotillard mówi po polsku. Niestety nie zawsze jej to wychodzi. W jednej z ostatnich sekwencji Imigrantki, kiedy Ewa rozmawia z ciotką trudno zrozumieć jej słowa. Mówi po polsku, ale kaleczy język. Na szczęście warsztatowo Cotillard jest wciąż bezbłędna – pełna emocji, nadal zachwycająca swoim talentem. 


Zanim jednak w życiu artystki pojawił się Gray z propozycją zagrania głównej roli w Imigrantce jej filmowe portfolio zapełnione było głównie rolami drugoplanowymi. Zwłaszcza jeśli mowa o jej karierze w Ameryce. Wspomniałam już o O północy w Paryżu i o Nine. Do tych tytułów z pewnością należy dodać jeszcze Contagion, Incepcję, Mroczny Rycerz powstaje, Dobry rok i Dużą rybę. Nawet jednak wtedy, gdy na ekranie pojawia się na chwilę, gdy gra drugie, trzecie lub nawet czwarte skrzypce, pozostaje w pamięci, nie znika w cieniu większych sław, czy ważniejszych filmowych postaci. Przypomnijmy jej kreację z Bardzo długich zaręczyn z 2004 roku. Było jej tam mało, a zarazem bardzo dużo.

Początki


Wraz z Bardzo długimi zaręczynami wracamy na obszary francuskiej kinematografii. W ten sposób cofamy się również do czasów sprzed Edith Piaf, czasów kiedy Cotillard nie była jeszcze międzynarodową gwiazdą.   W tym wojennym filmie Jean –Pierre Jeuneta (reżysera cudownej Amelii) pojawiła się zaledwie w kilku scenach, zazwyczaj bardzo krótkich. Jeunet główną rolę powierzył Audrey Tautou, zachwycony najwidoczniej aktorką po jej występie w swojej wcześniejszej o kilka lat Amelii. W filmie z 2004 roku przyszła Edith Piaf jest niepokojącą Tiną Lombardi, której jedynym celem staje się zemsta na wszystkich, którzy przyczynili się do śmierci jej ukochanego. Za swoje zbrodnie zostaje skazana na śmierć. Kierowała się miłością, nie żałuje tego, co zrobiła. Na ścięcie idzie przekonana o słuszności swoich czynów. Tak, jak wieki temu szła na stos Joanna d’Arc. Tina w interpretacji Cotillard przeraża widza, ale i zdobywa jego uznanie. Jej czyny skłaniają o wiele bardziej do aprobaty niż potępienia. 

Potępić nie trudno natomiast Marie z Les Jolies choses (2001), która po samobójczej śmierci swojej siostry bliźniaczki, Lucie (tutaj Cotillard pojawia się w podwójnej roli: Marie i Lucie) przyjmuje tożsamość zmarłej. Kobiety były zupełnie różne. Marie to osoba zamknięta w sobie, zbuntowana, obdarzona talentem wokalnym, Lucie natomiast była towarzyska, wyzwolona seksualnie, niestroniąca od używek, lecz pozbawiona głosu. Powód, dla którego uzdolniona siostra zaczyna podawać się za zmarłą właściwie nie zostaje jednoznacznie wyjaśniony. Być może kieruje nią chęć łatwego i szybkiego osiągnięcia sławy dzięki kontaktom siostry. A może chodzi o pragnienie poznania Lucie, poprzez poznanie jej znajomych i świat, w którym żyła. Marie sama zdaje się nie wiedzieć czego chce. Nie jest sobą, gubi się, skazuje na samotność. Cotillard jest niezrównana w tworzeniu postaci wewnętrznie „poplątanej”, kreowaniu kobiety o jednym ciele, ale o dwóch osobowościach. Lucie była przecież siostrą Marie, mimo wspomnianych istotnych różnic, coś musiało te dwie osoby łączyć. Może celem Marie jest odkrycie tych wspólnych cech, a przyjęcie tożsamości bliskiej osoby ma ją do tego celu doprowadzić. W Les Jolies choses dużo jest pytań, a mało odpowiedzi. 

Zupełnie różna od późniejszych filmów z Cotillard jest komedia sensacyjna Taxi z 1998 roku. Kto dziś nie zna tego francuskiego filmu? Taxi ze scenariuszem Luca Bessona był filmem, który uczynił aktorkę rozpoznawalną w kraju i nie tylko. Lecz wtedy trudno było przewidzieć, w jakim kierunku potoczy się jej kariera. Mogło być różnie. Nieokrzesana brunetka ze słodkim uśmiechem, ta sama, która spogląda na nas ze zdjęcia powyżej nie zawiodła, wiedziała, którą drogę wybrać.